Emotikon w Intercity

Jadąc niedawno pociągiem Intercity i przeglądając „darmowe” kolejowe pismo W podróży (przegryzając także „darmowym” poczęstunkiem) natrafiłem na artykuł dotyczący emotikonów (przyjmuję, że tak się tego słowa używa i odmienia). Chociaż o samych emotikonach nie zamierzam pisać, zwróciło moją uwagę wyeksponowanie przez autora faktu że ich „twórca” nie zarobił na nich ani centa. Pomyślałem sobie w pierwszej chwili, dlaczego właściwie pomysł polegający na tym, że pewne gesty, mimikę, czy emocje można odtwarzać wizualnie, z wykorzystaniem standardowych symboli miałby wiązać się z zarabianiem? W każdej chwili naszego życia korzystamy z wielu różnych pomysłów, zachowań i udogodnień, wymyślonych przez „kogoś”. Dziękujmy takim odkrywcom. I tyle.

W drugim jednak momencie przyszły mi na myśl dwie kwestie. Po pierwsze czy sam emotikon nie może być chroniony prawem autorskim? Poza tym w artykule wspomniano o nowym etapie rozwoju tej formy przedstawiania komunikatów – czyli tworzeniu rozbudowanych emotikonów (a właściwie „znakowych” obrazków) oraz komponowaniu przy ich pomocy obrazkowych historii. Wydaje mi się, że nie ma przeszkód, aby takie emotikony, a tym bardziej emotikonowe opowieści traktować jako utwory w rozumieniu prawa autorskiego, oczywiście jeżeli spełniają odpowiednie przesłanki ustawowe. Inaczej mówiąc, moim zdaniem nie można a priori odrzucić zdolności emotikonowego symbolu do „bycia” utworem. Na marginesie, ta sprawa wpisuje się w szersze zjawisko, tzw. ASCII-art, czyli przedstawianie obrazu „w trybie tekstowym” poprzez odpowiednie kompozycje standardowych znaków używanych w komputerze.

A propos ochrony pojedynczego emotikona, warto przypomnieć sprawę zastrzeżenia w Rosji znaczka 🙂 w tamtejszym Urzędzie Patentowym, co jednak dotyczy innej sfery niż prawo autorskie (znaki towarowe).

Drugie pytanie, które mi się nasunęło to czy jednak rzeczywiście nie istnieje możliwość ochrony na gruncie prawa autorskiego (a nie np. jako dobra osobistego – „twórczości”) skonkretyzowanego zestawu określonych emotikonów wraz z przypisanymi im znaczeniami oraz sposobami używania (przy założeniu, że rzeczywiście byłby stworzony przez konkretnego „kogoś”, nie przez „społeczność internetową”). To z kolei prowadzi do dalszego pytania o możliwość ochrony języka (taki zestaw emotikonów co prawda językiem raczej nie jest, niemniej stanowi pewien system komunikacji). Oczywiście nie myślę tu o językach naturalnych, które „same” się wykształciły, ale o językach sztucznych, przez kogoś wykreowanych, a wśród nich językach komunikacji między ludźmi (np. Esperanto) oraz między człowiekiem a maszyną – językach programowania.

Niestety, ponieważ pociągi Intercity przemieszczają się dość szybko, to chociaż postawiłem pytania, nie zdążyłem sformułować odpowiedzi…